Uczy, bawi, wychowuje
Joanna Ostrowska

Poznański Teatr Animacji jest jedynym teatrem dla dzieci, a także jedynym teatrem lalkowym w całej Wielkopolsce. Sytuacja taka ukształtowała się zaraz po II wojnie światowej i niezmieniona pozostała do dziś, mimo upływu kilkudziesięciu lat i wielokrotnych zmian na teatralnych mapach Wielkopolski i całego kraju.

Teatr lalkowy

Obecny Teatr Animacji był już w swojej historii Miejskim Teatrem Marionetek, Teatrem Lalki i Aktora, Marcinkiem (z racji lokalizacji przy ulicy Święty Marcin, która wtedy oficjalnie nazywała się Armii Czerwonej), a od 1990 nosi obecną nazwę.

Miał też szczęście do wybitnych reżyserów-dyrektorów, którzy długo pracowali z zespołem teatru i zapewniali mu ważne miejsce wśród teatrów zarówno lalkowych, jak i tych dla dzieci.

Nie sposób nie wspomnieć tu Leokadii Serafinowicz – dyrektorki w latach 1960–1980, która razem z Wojciechem Wieczorkiewiczem, reżyserem i aktorem, oraz Janem Berdyszakiem – plastykiem i scenografem wypracowała indywidualny i dobrze rozpoznawalny styl „Marcinka”, traktując twórczość dla dzieci nie tylko jako działalność edukacyjno-baśniową, lecz jako pełnowartościową sztukę.

W 1989 roku dyrektorem artystycznym został Janusz Ryl-Krystianowski i był nim do 2014 roku, zwiększając ilość sztuk współczesnych w repertuarze. Kolejną silną osobowością, która pchnęła teatr na nowe tory współczesnego lalkarstwa, był Marek Waszkiel, profesor Akademii Teatralnej w Warszawie. Choć w porównaniu z innymi dyrekcjami jego trwała bardzo krótko (2014–2017), to właśnie on dokonał znaczącego skoku jakościowego, zapraszając do pracy w Animacjach największych artystów lalkarstwa z całego świata. Jego następcą został Piotr Klimek – tym razem nie lalkarz czy reżyser teatralny, lecz uznany kompozytor. Dobra passa Teatru Animacji trwa.

Repertuar dla młodych widzów

Można by pomyśleć, że brak innych teatrów lalkowych w regionie świadczy o tym, iż ten rodzaj sztuki jest w jakiś sposób lekceważony – w żadnym innym mieście naszego regionu nie ma innego teatru samorządowego o podobnym profilu. Najbliższe są w Toruniu, Łodzi i Wrocławiu.

Można też na to popatrzeć inaczej – poznański teatr jest tak silnym ośrodkiem, że oddziałuje na całą Wielkopolskę. Jeden w ostatnich spektakli–programów „Bajki malutkie” może także o tym świadczyć.

Napisane przez wybitną dramatopisarkę Malinę Prześlugę, wyreżyserowane przez znakomitą lalkarkę Mariolę Ryl-Krystianowską, tworzą „mikrohistorie o wielkich sprawach”, które prezentowane są w wielu „nieteatralnych” miejscach, takich jak np. szpitale dziecięce albo też – dzięki specjalnemu Bajkowozowi – po prostu na ulicy.

Teatralny repertuar dla dzieci jest – wbrew pozorom – produktem o niezwykle wydłużonej trwałości. Nowi widzowie pojawiają się na świecie co chwilę i szybko wyrastają z „teatru dla dzieci”. Dość powszechną praktyką jest w związku z tym granie tych samych spektakli wiele lat po premierze – to widzowie się zmieniają, a nie spektakle. W Teatrze Animacji nie mamy takich sytuacji, co sezon teatr daje co najmniej cztery premiery, więc oferta przedstawień dla młodych widzów jest naprawdę szeroka i weryfikowana na bieżąco nowymi premierami. W repertuarze na dłużej pozostają wyłącznie spektakle wybitne, a nie takie, które mają głównie znany, chwytliwy tytuł.

Szczęście poznańskiego teatru polega także na tym, że to właśnie tu rozpoczynały swoją pracę dwie najwybitniejsze dramatopisarki dla dzieci w ostatnim dwudziestoleciu: Marta Guśniowska i Malina Prześluga – obecnie kierowniczka literacka Animacji.

To one wytworzyły specyficzny styl pisania dla dzieci – poruszający podstawowe, egzystencjalne problemy, ubrane w słowa, które są nie tylko mądre, ale także zabawne, gdzie efekty komiczne są w dużej mierze wynikiem gier językowych, które nigdy nie służą wyłącznie rozbawieniu. Są to również teksty, w których coś dla siebie znajdą zarówno dzieci, jak i ich rodzice.

„Podróż nie z tej ziemi”

Tę pozycję obu pań jako klasyków, których forma pisania stała się wzorcem w dramaturgii dla dzieci, ugruntowała ostatnia premiera Teatru Animacji – „Podróż nie z tej ziemi” Kamili Oleksiak w reżyserii Aleksandry Jakubowskiej.

W warstwie tekstowej można było prześledzić przenikanie się stylu Prześlugi (np. świetne rozmowy Kretów – ojca i syna, czy zapowiedź, kto będzie ostatnim uczestnikiem lotu w kosmos) z bardziej staromodnym sposobem tworzenia opowieści. Pojawiająca się na początku postać wojskowego, którego poznajemy dzięki projekcji nadruchliwych długich nóg, wywołała z mojej pamięci postać innego żołnierza – przywódcy: Wielkiego Admirała z dramatu Zbigniewa Wojciechowskiego „Która godzina?”.

Prapremiera tego, niesłusznie zapomnianego tekstu, miała miejsce w maju 1964 roku właśnie w poznańskim „Marcinku” i została wyreżyserowana przez Leokadię Serafinowicz.

Tak jak tamten tekst mówił o wojnie i o tym, jak powszechny strajk zegarów pomógł jej zapobiec, tak tu wyprawa w kosmos, która ma za cel podbić go dla Ziemian, nie spełnia swego zadania, ponieważ poszczególne postacie dążą przede wszystkim do realizacji własnych pragnień.

Możemy to oczywiście uznać za formę oporu przeciw złu, ale taką bardziej egocentryczną niż miało to miejsce w „Która godzina?”. Wspaniały spektakl Włodzimierza Fełenczaka z warszawskiego Teatru Dramatycznego w 1986 roku posiadał prawdziwie anarchistyczną, punkową energię. Tekst ten inscenizowali najwięksi twórcy polskiego teatru dla dzieci: obok wspomnianych Serafinowicz i Fełenczaka, także Jan Dorman i Alojzy Smolka, czy wybitna plastyczka Zofia Jaremowa.

Historia opowiedziana w przedstawieniu Jakubowskiej jest ucieleśnieniem hasła, które od lat towarzyszy działaniom edukacyjno-artystycznym dla dzieci: uczy, bawi, wychowuje, z tą różnicą, że ostatni komponent zaadresowany jest do nas – dorosłych, rodziców.

„Podróż nie z tej ziemi” to nas ma wychować, sprawić, byśmy pomyśleli o naszych dzieciach jak o ludziach, a nie problemach, które najchętniej wystrzelilibyśmy w kosmos. Natomiast komponent „bawi” przeznaczony jest dla obu kategorii widzów, toteż – szczególnie na początku premierowego pokazu – postaciom i ich słowom towarzyszyły gromkie wybuchy śmiechu.

„Podróż nie z tej ziemi” ma także ambicje edukacyjne, dzieci (a może i dorośli?) otrzymują również pewną dawkę wiedzy na temat planet Układu Słonecznego, które stają się przedmiotem eksploracji wyprawy zaordynowanej przez ogarniętego żądzą podbijania, grabienia i kolonizowania wojskowego. Wyprawa Żółwicy, Ćmy, Kreta i Dziecka wyrusza z tej Ziemi, by podbić Kosmos, a przy okazji zrealizować własne marzenia: o tym, by zjednoczyć się ze Słońcem, by poznać, co jest tam dalej za horyzontem, by znaleźć dla siebie miejsce, w którym będzie się kochanym i bezpiecznym. Przywódczyni wyprawy Żółwica, choć była na oficjalnej misji, znajduje to, czego nie szukała: otwartość i odwagę, by sprzeciwić się wojskowym.

Wysokie ambicje artystyczne jednoczą kolejne pokolenia dyrektorów i ich zespołów – dzięki temu jedyny w Wielkopolsce teatr lalkowy i dla dzieci ma siłę oddziaływania nie tylko na region, ale i cały kraj.


13.04.2023
kulturaupodstaw.pl

Recenzowany spektakl:
PODRÓŻ NIE Z TEJ ZIEMI

Uczy, bawi, wychowuje
Joanna Ostrowska

Poznański Teatr Animacji jest jedynym teatrem dla dzieci, a także jedynym teatrem lalkowym w całej Wielkopolsce. Sytuacja taka ukształtowała się zaraz po II wojnie światowej i niezmieniona pozostała do dziś, mimo upływu kilkudziesięciu lat i wielokrotnych zmian na teatralnych mapach Wielkopolski i całego kraju.

Teatr lalkowy

Obecny Teatr Animacji był już w swojej historii Miejskim Teatrem Marionetek, Teatrem Lalki i Aktora, Marcinkiem (z racji lokalizacji przy ulicy Święty Marcin, która wtedy oficjalnie nazywała się Armii Czerwonej), a od 1990 nosi obecną nazwę.

Miał też szczęście do wybitnych reżyserów-dyrektorów, którzy długo pracowali z zespołem teatru i zapewniali mu ważne miejsce wśród teatrów zarówno lalkowych, jak i tych dla dzieci.

Nie sposób nie wspomnieć tu Leokadii Serafinowicz – dyrektorki w latach 1960–1980, która razem z Wojciechem Wieczorkiewiczem, reżyserem i aktorem, oraz Janem Berdyszakiem – plastykiem i scenografem wypracowała indywidualny i dobrze rozpoznawalny styl „Marcinka”, traktując twórczość dla dzieci nie tylko jako działalność edukacyjno-baśniową, lecz jako pełnowartościową sztukę.

W 1989 roku dyrektorem artystycznym został Janusz Ryl-Krystianowski i był nim do 2014 roku, zwiększając ilość sztuk współczesnych w repertuarze. Kolejną silną osobowością, która pchnęła teatr na nowe tory współczesnego lalkarstwa, był Marek Waszkiel, profesor Akademii Teatralnej w Warszawie. Choć w porównaniu z innymi dyrekcjami jego trwała bardzo krótko (2014–2017), to właśnie on dokonał znaczącego skoku jakościowego, zapraszając do pracy w Animacjach największych artystów lalkarstwa z całego świata. Jego następcą został Piotr Klimek – tym razem nie lalkarz czy reżyser teatralny, lecz uznany kompozytor. Dobra passa Teatru Animacji trwa.

Repertuar dla młodych widzów

Można by pomyśleć, że brak innych teatrów lalkowych w regionie świadczy o tym, iż ten rodzaj sztuki jest w jakiś sposób lekceważony – w żadnym innym mieście naszego regionu nie ma innego teatru samorządowego o podobnym profilu. Najbliższe są w Toruniu, Łodzi i Wrocławiu.

Można też na to popatrzeć inaczej – poznański teatr jest tak silnym ośrodkiem, że oddziałuje na całą Wielkopolskę. Jeden w ostatnich spektakli–programów „Bajki malutkie” może także o tym świadczyć.

Napisane przez wybitną dramatopisarkę Malinę Prześlugę, wyreżyserowane przez znakomitą lalkarkę Mariolę Ryl-Krystianowską, tworzą „mikrohistorie o wielkich sprawach”, które prezentowane są w wielu „nieteatralnych” miejscach, takich jak np. szpitale dziecięce albo też – dzięki specjalnemu Bajkowozowi – po prostu na ulicy.

Teatralny repertuar dla dzieci jest – wbrew pozorom – produktem o niezwykle wydłużonej trwałości. Nowi widzowie pojawiają się na świecie co chwilę i szybko wyrastają z „teatru dla dzieci”. Dość powszechną praktyką jest w związku z tym granie tych samych spektakli wiele lat po premierze – to widzowie się zmieniają, a nie spektakle. W Teatrze Animacji nie mamy takich sytuacji, co sezon teatr daje co najmniej cztery premiery, więc oferta przedstawień dla młodych widzów jest naprawdę szeroka i weryfikowana na bieżąco nowymi premierami. W repertuarze na dłużej pozostają wyłącznie spektakle wybitne, a nie takie, które mają głównie znany, chwytliwy tytuł.

Szczęście poznańskiego teatru polega także na tym, że to właśnie tu rozpoczynały swoją pracę dwie najwybitniejsze dramatopisarki dla dzieci w ostatnim dwudziestoleciu: Marta Guśniowska i Malina Prześluga – obecnie kierowniczka literacka Animacji.

To one wytworzyły specyficzny styl pisania dla dzieci – poruszający podstawowe, egzystencjalne problemy, ubrane w słowa, które są nie tylko mądre, ale także zabawne, gdzie efekty komiczne są w dużej mierze wynikiem gier językowych, które nigdy nie służą wyłącznie rozbawieniu. Są to również teksty, w których coś dla siebie znajdą zarówno dzieci, jak i ich rodzice.

„Podróż nie z tej ziemi”

Tę pozycję obu pań jako klasyków, których forma pisania stała się wzorcem w dramaturgii dla dzieci, ugruntowała ostatnia premiera Teatru Animacji – „Podróż nie z tej ziemi” Kamili Oleksiak w reżyserii Aleksandry Jakubowskiej.

W warstwie tekstowej można było prześledzić przenikanie się stylu Prześlugi (np. świetne rozmowy Kretów – ojca i syna, czy zapowiedź, kto będzie ostatnim uczestnikiem lotu w kosmos) z bardziej staromodnym sposobem tworzenia opowieści. Pojawiająca się na początku postać wojskowego, którego poznajemy dzięki projekcji nadruchliwych długich nóg, wywołała z mojej pamięci postać innego żołnierza – przywódcy: Wielkiego Admirała z dramatu Zbigniewa Wojciechowskiego „Która godzina?”.

Prapremiera tego, niesłusznie zapomnianego tekstu, miała miejsce w maju 1964 roku właśnie w poznańskim „Marcinku” i została wyreżyserowana przez Leokadię Serafinowicz.

Tak jak tamten tekst mówił o wojnie i o tym, jak powszechny strajk zegarów pomógł jej zapobiec, tak tu wyprawa w kosmos, która ma za cel podbić go dla Ziemian, nie spełnia swego zadania, ponieważ poszczególne postacie dążą przede wszystkim do realizacji własnych pragnień.

Możemy to oczywiście uznać za formę oporu przeciw złu, ale taką bardziej egocentryczną niż miało to miejsce w „Która godzina?”. Wspaniały spektakl Włodzimierza Fełenczaka z warszawskiego Teatru Dramatycznego w 1986 roku posiadał prawdziwie anarchistyczną, punkową energię. Tekst ten inscenizowali najwięksi twórcy polskiego teatru dla dzieci: obok wspomnianych Serafinowicz i Fełenczaka, także Jan Dorman i Alojzy Smolka, czy wybitna plastyczka Zofia Jaremowa.

Historia opowiedziana w przedstawieniu Jakubowskiej jest ucieleśnieniem hasła, które od lat towarzyszy działaniom edukacyjno-artystycznym dla dzieci: uczy, bawi, wychowuje, z tą różnicą, że ostatni komponent zaadresowany jest do nas – dorosłych, rodziców.

„Podróż nie z tej ziemi” to nas ma wychować, sprawić, byśmy pomyśleli o naszych dzieciach jak o ludziach, a nie problemach, które najchętniej wystrzelilibyśmy w kosmos. Natomiast komponent „bawi” przeznaczony jest dla obu kategorii widzów, toteż – szczególnie na początku premierowego pokazu – postaciom i ich słowom towarzyszyły gromkie wybuchy śmiechu.

„Podróż nie z tej ziemi” ma także ambicje edukacyjne, dzieci (a może i dorośli?) otrzymują również pewną dawkę wiedzy na temat planet Układu Słonecznego, które stają się przedmiotem eksploracji wyprawy zaordynowanej przez ogarniętego żądzą podbijania, grabienia i kolonizowania wojskowego. Wyprawa Żółwicy, Ćmy, Kreta i Dziecka wyrusza z tej Ziemi, by podbić Kosmos, a przy okazji zrealizować własne marzenia: o tym, by zjednoczyć się ze Słońcem, by poznać, co jest tam dalej za horyzontem, by znaleźć dla siebie miejsce, w którym będzie się kochanym i bezpiecznym. Przywódczyni wyprawy Żółwica, choć była na oficjalnej misji, znajduje to, czego nie szukała: otwartość i odwagę, by sprzeciwić się wojskowym.

Wysokie ambicje artystyczne jednoczą kolejne pokolenia dyrektorów i ich zespołów – dzięki temu jedyny w Wielkopolsce teatr lalkowy i dla dzieci ma siłę oddziaływania nie tylko na region, ale i cały kraj.


13.04.2023
kulturaupodstaw.pl

Recenzowany spektakl:
PODRÓŻ NIE Z TEJ ZIEMI

Kosmos pełen doświadczeń
Marta Szostak

Nie od dziś wiadomo, że dziecięca publiczność to jedno z większych wyzwań stojących przed gronem realizatorów i aktorów teatralnych. Tu nie ma przekłamania, nie ma cichej (głośnej, ani jakiejkolwiek innej) zgody na bylejakość, nie ma też dyplomatycznych reakcji napędzanych tym, co wypada. Są natomiast najszczersze emocje, żywe reakcje i prawda w najczystszej postaci. Jakie zatem wrażenia po Podróży nie z tej ziemi odnieśli po jej sobotniej premierze w Teatrze Animacji, Malusińskie i Malusińscy?

Dobre, momentami nawet bardzo! Były okrzyki zachwytu, były wybuchy głośnego śmiechu, a na koniec długie owacje. Wmieszana w tłum, mogłam całkiem (nie)przypadkiem usłyszeć kilka wrażeń na gorąco, które tylko potwierdziły to, czego świadkiem byłam wcześniej. Do Teatru Animacji zawitała kolejna historia, która przenosi nas w inny wymiar.

Podróż nie z tej ziemi Kamili Oleksiak opowiada o wyprawie w kosmos, której przewodzi nieśmiała, ale i jednocześnie niezwykle odważna Żółwica Roza. Dołącza do niej Kret, chcący zobaczyć w życiu coś więcej niż tylko kolejne metry przekopanego tunelu, pragnąca zbliżyć się do słońca Ćma i Nieznośne Dziecko, które znalazło się w rakiecie za karę. Każde z nich zabiera w podróż swoje zmagania, pragnienia i nadzieje, dzięki czemu podróż - choć dzieje się w wymiarze rzeczywistym - odbywa się również także metaforycznie, w środku każdej z postaci.

Przywołując perspektywę nieco starszego widza, ja wyszłam ze spektaklu Aleksandry Jakubczak z uśmiechem, ale także z lekkim poczuciem niedosytu. Uśmiech wywołał niewątpliwie dobór zwierzęcego trio (kret, żółwica, ćma - gdzie indziej spotkalibyście taki skład, jak nie w teatrze właśnie?) i wykorzystanie ich naturalnych zasobów do opowiedzenia o rzeczach uniwersalnych. Żółwica, choć długowieczna i wybrana na głównodowodzącą, chowa pod skorupą obawy, czy jest wystarczająco dobra. Chcąc udowodnić światu swoją wartość, najpierw musi sama w nią uwierzyć. Kret wymyka się bezrefleksyjnemu powielaniu rodzinnych schematów i mimo ograniczeń, chce dokopać się do własnej drogi i poczuć, że to właśnie ona ma dla niego sens. Ćma marzy o przejściu w inny wymiar i doświadczeniu, które na zawsze ją odmieni. A skoro już o niej mowa, nie sposób nie wspomnieć fantastycznej kreacji Słońca, przypominającej najjaśniejsze gwiazdy disco lat 70. Podobała mi się także bardzo scenografia Marty Krześlak, a zwłaszcza układ planetarny i fragment nieba, który był umieszczony nad naszymi głowami. Projekcje video i światło prowadzone przez Wojciecha Sobolewskiego dodawały całości gwiezdnej magii. Obawiałam się trochę muzyki, ale muszę przyznać, że wpasowała się w ten galaktyczny wymiar doskonale. Kompozycje Krzysztofa Kaliskiego i Macieja Szymborskiego otaczały nas brzmieniem tajemnicy, budowały napięcie początku podróży i towarzyszyły dylematom związanym z podejmowaniem kolejnych decyzji. Jestem skłonna uwierzyć, że kosmos może brzmieć jak elektronika!

Czego zabrakło? Większej spójności narracyjnej (lub bardziej precyzyjnego wyjaśnienia istnienia roli drugoplanowych postaci) i nieco jaśniej poprowadzonych wątków związanych ze znikaniem bohaterów. Chętnie dowiedziałabym się także czegoś więcej o relacjach - zwłaszcza w kontekście relacji Żółwicy z Dzieckiem i Dziecka jako takiego czułam, że nie wiem tego wszystkiego, co chciałabym i powinnam wiedzieć, by odebrać tę historię w pełni.

Choć nie dało się nie odczuć, że spektakl w tej najbardziej oficjalnej, wyjściowej postaci stawia dopiero pierwsze pewne kroki, nie jest to rzecz, którą należałoby się martwić. Każdy tytuł potrzebuje chwili na rozbieg, a tworzący go artyści - na osadzenie się w swoich postaciach. Jestem pewna, że kolejne spektakle szły będą iskrzyły się coraz intensywniej, coraz mocniej wciągając w wir kosmicznych wydarzeń, których warto stać się częścią.

Teatr Animacji to niewątpliwie jedno z cenniejszych miejsc na mapie kulturalnego Poznania, które tworzy z myślą o dzieciach, i w którego progach są oni zawsze świetnie zaopiekowani. Czule dba o ich wyobraźnię, oswaja z emocjami (również i tymi trudnymi), uczy o rzeczach ważnych, o których często niełatwo jest mówić wprost i pokazuje, jak różnorodny i piękny potrafi być świat, kiedy się tylko po nim rozejrzy. Zachęcam więc do rozglądania się. Uważnie i dookoła, a zwłaszcza w górę - wszak tam właśnie jest cel Podróży.




kultura.poznan.pl 
24.01.2023

Recenzowany spektakl:
PODRÓŻ NIE Z TEJ ZIEMI