Zapewne każdy z nas zastanawiał się kiedyś choć przez chwilę, jak to jest znaleźć się w kosmosie. Kiedy myślimy o międzyplanetarnych podróżach, zwykle zastanawia nas wygląd miejsc wcześniej nieodkrytych. Jak one brzmią? Jak je czuć? Może kosmos to coś więcej niż obrazy, a słuchając go, jesteśmy w stanie dowiedzieć się o nim więcej niż tylko wyglądając przez okienko rakiety? W dźwiękową podróż zapraszają twórcy przedstawienia Halo Kosmos!. Bazując na tekście autorstwa Maliny Prześlugi, reżyserka przedstawienia Julia Szmyt, zaprasza publiczność na wyprawę w kosmos, którego nie widać, ale za to dobrze słychać.
Zmysłowisko, bo w ten sposób nazywają spektakl jego twórcy, miało swoją prapremierę podczas tegorocznej edycji Festiwalu Konteksty. Spektakl odegrano aż trzykrotnie w ciągu jednego dnia, ponieważ liczba miejsc na widowni była ograniczona. Po wejściu do Sali Witrażowej Teatru Animacji każdy odbiorca został zaopatrzony w opaski na oczy oraz słuchawki - obowiązkowy ekwipunek na pokładzie Jazgolotu, który miał zabrać zebraną publiczność na wyprawę w nieznane. Dzięki tym rekwizytom osoby niewidzące i widzące znajdowały się w tym samym punkcie odniesienia. Z założenia bowiem Halo Kosmos! stworzony został z myślą o osobach nieoperujących zmysłem wzroku. Kiedy już wszyscy na sali stali się jednym wielkim uchem, publiczność usłyszała, że poszukiwany przez Jazgolot obiekt, został odnaleziony. Okazało się, że jest nim główna bohaterka przedstawienia - Stworka.
Postać ta nie wie kim jest i bardzo chce się tego dowiedzieć. Odpowiedzi na swoje pytanie poszukuje porównując się do innych. Sprawdza na przykład czy jest nogą słonia, ale nie znajduje w niej podobieństwa. Jak słyszymy, ma "uszy większe od..." , "nogi krótsze od..." i "usta szersze od...", przez co stworzenie w wyobraźni jej obrazu pozostawione zostaje widzom, czy też raczej - słuchaczom spektaklu. Z poszukiwania własnej tożsamości zostaje wyrwana przez Jazgolota, który wciąga ją na swój pokład. Okazuje się, że maszyna ma misję sprowadzenia bohaterki na jej rodzimą planetę. Niestety, międzygwiezdna mapa została uszkodzona, dlatego nie wiadomo jak dotrzeć do celu ani ile zajmie podróż. Rozpoczyna się podróż po nieznanych przestworzach, podczas której Stworka poznaje świat. Odwiedza tajemniczą oddychającą planetę albo ratuje z opresji istoty zbolałe od nadmiernej wilgoci. Odkrywając nieznane lądy Stworka dowiaduje się jak różnorodny jest wszechświat, a żyjące w nim stworzenia zupełnie odmienne podejście do życia.
Okazuje się, że podczas wyprawy na ojczystą planetę, Stworka nie jest sama na Jazgolocie. Na statku znajduje się podróżnik na gapę - Dżdż czyli dżdżownic, a więc chłopak-dżdżownica. Stworzonko znajduje się w maszynie przez pomyłkę, ponieważ uznał stopkę Stworki za samolot. Robaczek jest niewidomy, dlatego, jak przyznaje, podobne pomyłki zdarzają mu się często. Niewidomy Dżdż jest niezwykle wyrazistą i zabawną postacią. To hipochondryk, który przez całą podróż obawia się o swoją bliską śmierć głodową. Egocentryzm robaczka nie niweluje jednak jego empatii, dlatego podczas międzygwiezdnego lotu okazuje się doskonałym przyjacielem dla swojej towarzyszki podróży. Pociesza ją gdy jest smutna i nieustannie okazuje jej swoją bezgraniczną akceptację. Podczas gdy Stworka narzeka na bycie odmienną od wszystkich, Dżdż w komiczny sposób opowiada o problemach wynikających z bycia takim samym jak wszyscy. "Pochodzi ktoś do ciebie i pyta co u Ciebie słychać, a ty nie wiesz czy to twoja babcia, dziewczyna czy zupełnie obcy facet" - mówi. Wypowiedzi robaczka są najlepiej doszlifowane językowo - co rusz w jego słowach pojawiają się nawiązania do świata dorosłych, konteksty współczesności, a czasem też gry słowne.
Zespół aktorski Teatru Animacji (Julianna Dorosz, Aleksandra Leszczyńska, Danuta Rej, Krzysztof Dutkiewicz, Artur Romański) miał niełatwe zadanie zbudowania dramaturgii przedstawienia tylko za pomocą głosów oraz rekwizytów tworzących dźwięki. Wyszło mu to bardzo dobrze, a interpretacje aktorów były ciekawie rozbudowane. Śmiało mogę powiedzieć, że wzorowo utrzymywali napięcie każdej sceny i ani na chwilę do przedstawienia nie wkradła się nuda. Sądząc po reakcjach dzieci znajdujących się na krzesłach nieopodal mnie, miały podobne zdanie, bo z wesołością reagowały na komediowe wstawki.
Trudno nie wspomnieć o muzyce, która w przedstawieniu opartym na słuchaniu grała pierwsze skrzypce. Patryk Zakrocki świetnie wywiązał się z zadania stworzenia kompozycji, która stała się trzonem fabularnych wydarzeń. Elektroniczne dźwięki zmieniały się wraz z miejscem pobytu bohaterów oraz napięciem poszczególnych scen. Każda planeta brzmiała inaczej, właśnie przez pieczołowicie wyselekcjonowany zbiór dźwięków. Co jednak szczególnie istotne, muzyka nie przyćmiła historii spektaklu, lecz zgrabnie się w nią wplotła. Choć za kompozycje odpowiada Zakrocki, konieczne należy wspomnieć też Bartka Olszewskiego, który zadbał o realizację udźwiękowienia w spektaklu. Nie mam żadnych zarzutów co do technicznego wykonania. Dźwięk był przestrzenny - postaci czasem było słychać z oddali, to znów z bliska, jakby szeptały każdemu wprost do ucha. Poszczególne wypowiedzi bohaterów dochodziły z różnych stron sceny, przez co łatwiej o wrażenie uczestnictwa w toku wydarzeń.
Dźwięk nie był jedynym zmysłem pobudzanym podczas przedstawienia. Uczestnictwo w spektaklu przypominało trochę udział w pokazie seansu kina 5D, podczas którego widzowie doświadczają bodźców cielesnych. W Halo Kosmos! fotele drżały podczas startu pojazdu kosmicznego, krople wody rosiły twarze publiczności, a wiatr je wysuszał. W opisie spektaklu zanotowano, że przedstawienie dostosowane jest dla odbiorców niewidzących lub niedowidzących. Ci drudzy mieli szansę doświadczyć też chwilowych rozbłysków, które jednak nie były stosowane często, w trosce o komfort każdego uczestnika.
Przedstawienie, którego nie widać, okazało się bardzo interesującym zjawiskiem. Mogę tylko zakładać, że w głowach publiczności eksploracja kosmosu była niezwykle ekscytującym przeżyciem, właśnie przez nieograniczone możliwości wyobraźni. Połączenia tekstu i muzyki pomagały w tym bardzo dobrze, bo skutecznie pobudzały do snucia własnych interpretacji. Cieszy mnie, że twórcy zdecydowali się zaangażować w odbiór także ciała odbiorców, pobudzając je skromnymi środkamim choć po spektaklu pojawiła się we mnie myśl, że oddziaływanie na zmysły inne niż wzrok mogłoby zostać w spektaklu jeszcze lepiej wyeksponowane. Bardzo ciekawi mnie jak wyglądałaby w mojej głowie oddychająca planeta, gdybym mogła poczuć zapach jej oddechu. Albo może silniej czułabym głód Dżdży, jeśli w powietrzu czuć byłoby wilgotną glebę. Zakładam, że twórcy rozważali obecność zapachów w przedstawieniu, ale być może uznali je za zbyt mocno narzucające jakąś interpretację. Spektakl został przez nich nazwany "zmysłowiskiem", a nie "słuchowiskiem", dlatego moja potrzeba zaangażowania w spektakl węchu, nie wydaje się być pozbawiona sensu. A może właśnie w tym rzecz, że kosmos jest bezwonny? Skoro nie można go zobaczyć, może też nie da się go wąchać? Kto wie, może publiczność dowie się tego podczas następnej podróży międzygwiezdnej.
Author: Julia Niedziejko
Publish date: 30.11.2019
Reviewed spectacle: HALO KOSMOS! - zmysłowisko