"Henrietta Lacks" w reż. Anny Smolar z Teatru Nowego z Warszawy i "ZA-Polska" w reż. Agaty Biziuk z Teatru Animacji z Poznania na Dniach Sztuki Współczesnej w Białymstoku. Pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczej - Białystok.
«Choroba. Badania. Komórki. Język naukowy. A do tego sąd nad Polską, samobójcze zrywy, rozprawa z mitami i poświęceniem. Wszystko to w mocnych spektaklach pokazywanych w ramach Dni Sztuki Współczesnej w Białymstoku. Zapomnijcie o strefie komfortu, tu nie ma miłych chwil, tu wszystko gniecie, uwiera, dotyka do żywego.
W Białymstoku trwają Dni Sztuki Współczesnej, interdyscyplinarna impreza łącząca różne rodzaje opowieści o świecie. Jednym z najmocniejszych punktów festiwalu jest teatr, z przemyślanym repertuarem, sięgającym do ludzkich lęków, fobii, manipulacji i celebracji. Dwa pokazane dotąd spektakle - Teatru Nowego z Warszawy i Teatru Animacji z Poznania mówią o tym bardzo wyraźnie, przełamując tabu, sięgając po nowoczesny język dramaturgiczny. Ich spektakle nie pozwalają wyciągnąć się wygodnie w fotelu, to historie, które uderzają w nas z tym większą siłą, im głębiej refleksje spychaliśmy na obrzeża świadomości.
Henrietta stała się nieśmiertelna?
"Henrietta Lacks" Teatru Nowego powstała w koprodukcji nietypowej, bo z Centrum Nauki Kopernik. Ale też nauka jest w spektaklu jednym z głównych bohaterów - laboratorium, naukowe badania, mikroskop to część przestrzeni, w której rozgrywa się przedstawienie.
Godny podziwu jest research wykonany przed przystąpieniem do pracy - nim bowiem aktorzy spektakl stworzyli - odbyli szereg wizyt w "Koperniku" i korzystali z tamtejszych pomieszczeń. Rozmawiali też z psychologiem przygotowującym lekarzy do rozmowy z onkologicznymi pacjentami, z bioartystką, a przede wszystkim - z kobietami wyleczonymi, lub w trakcie leczenia nowotworu. Dopiero po tym wszystkim, pod kierunkiem reżyserki Anny Smolar, na bazie przegadanych godzin i refleksji, z różnych improwizacji zaczął wyrastać spektakl. Punktem wyjścia była historia Henrietty Lacks, kobiety, która w latach 50. zmarła na nowotwór szyjki macicy. Dziś mało kto słyszał jej nazwisko, za to znany jest skrót "He-La", jakim oznaczano pobrane od niej komórki (bez jej wiedzy i zgody) i na bazie których naukowiec George Grey dokonał rewolucyjnego odkrycia, pozwalającego na hodowlę komórek.
Ani Henrietta, ani jej rodzina nie mieli pojęcia, że jej namnażające się jak szalone komórki przyczynią się do olbrzymiego przełomu w nauce, pomogą stworzyć szczepionki na polio i inne choroby, jako pierwsze ludzkie komórki na świecie zostaną sklonowane i staną się też bazą do różnych działań biomedycznych i skomercjalizowanych patentów (obecnie jest ich na świecie już 11 tysięcy!), na których zaczną zarabiać koncerny.
Po latach, gdy osierocone dzieci Henrietty będą próbowały dowiedzieć się, co nauka zrobiła z ich matką, okaże się, że - choć w świecie na jej komórkach niektórzy zarabiają gigantyczne sumy - one same nie mają normalnego dostępu do służby zdrowia. Słowem - z dobrodziejstw komórek ich matki korzysta cały świat, poza nimi.
O tym wszystkim, ale też o wielu innych kwestiach mówi świetny spektakl Teatru Nowego, który pokazuje, w jak intrygujący sposób, łącząc język teatralny z naukowym, można opowiadać o badaniach, ale też o manipulacji, kwestiach etycznych i przekraczaniu pewnych granic. Aktorzy oddali głos Henrietcie, jej dzieciom, ale i naukowcowi, który ma zupełnie inną perspektywę całej sytuacji. Momentami spektakl ogląda się jak thriller, tak rośnie napięcie, ale bywa też zabawnie, choć to rodzaj humoru, który ostatecznie kończy się ściskiem w gardle. Mieszają się tu różne poziomy i gatunki, obok prawdziwych postaci bohaterami spektaklu są też byty abstrakcyjne, jak Pan Rak i owieczka Dolly, której bez doświadczeń na komórkach He-La pewnie by nie było (i Pan Rak, i owieczka zaproszone zostaną do studia telewizyjnego i poddane pytaniom wścibskiej dziennikarki, przepytywana będzie też sama niewidzialna He-La: co za fantastyczna scena!).
W tym pojemnym spektaklu jest też miejsce na trudne doświadczenie upokarzającej wizyty w gabinecie lekarskim, strachu po usłyszeniu diagnozy, kpina z telewizyjnych show, a nawet wątek polski, który wyrósł z pytania: co by się stało, gdyby tego typu sytuacja wydarzyła się w naszym kraju? Gdyby zastanawiano się nad wzniesieniem pomnika Henrietty? Odpowiedź byłaby jedna: nie obyłoby się bez śledczej komisji pomnikowej. Świetnie zagrana scena, pochylająca się nad kondycją debaty w Polsce, spaja przeszłość z teraźniejszością i osadza temat w polskiej przestrzeni. Znakomicie.
Kościoły, kapliczki i sąd nad Polską
W "Henrietcie" polski wątek pojawia się na chwilę, w innej znakomitej produkcji zaproszonej na festiwal - Polsce poświęcona jest każda z 80 minut. "ZA-Polska" Teatru Animacji z Poznania (w reż. Agaty Biziuk, absolwentki białostockiej Akademii Teatralnej) to wręcz sąd nad Polską (tu zwizualizowaną w postaci aktorki w wieńcu na głowie, niczym postać "Panny Młodej" z Wesela). Polska "idzie sobie ścieżką krzywą" w poszukiwaniu ostatnich wierzących i niewątpiących. To wszystko przez nią - zdaje się krzyczeć spektakl: nasze polskie przywary, nasze zachowania i idiotyczne zapalczywe reakcje.
Twórcy wsypują wszystko do jednego worka - i scenograficznie, i językowo - malują najrozmaitsze metafory i symbole naszej narodowej arogancji. Wyśmiewają, zazwyczaj celnie trafiając w punkt, czasem przejaskrawiając (ale w tej karykaturze jest metoda) wszystko, co składa się na naszą narodową - tak niezrozumiałą dla innych - celebrację: romantyczne samobójcze zrywy, idee oddania życia za kraj, kompleksy i absurdalne mitologie.
Przeszłość skleja się tu z teraźniejszością, kontekst mamy współczesny, w którym pewne szlachetne z idei pomysły mocno się zdewaluowały. I o tym m.in. jest spektakl - niezwykle sugestywnie każący się przeglądać w naszej polskości jak w lustrze. Wymowny jest napis "Wonder wheel", umieszczony nad sceną, który zdaje się znakomicie punktować całość: szybko się okazuje, że jesteśmy w jakimś narodowym, diabelskim młynie.
Spektakl to intensywny, niepozwalający na oddech, autorski miks wielu wątków i opowieści, które zamieniają scenę w jakiś wariacki rollercoaster. Słowna zabawa tytułem: "ZA-polska" łączy tak naprawdę dwa motywy: gloryfikowaną obecnie ideę "oddania życia za Polskę" i nazwisko Gabrieli Zapolskiej, która, jak mało kto w jej czasach, celnie diagnozowała polskie wady, dulszczyzny i patriotyzmy. W tym autorskim zestawie czwórka aktorów niczym w kalejdoskopie przemieszcza się między epokami, wskakując w różne polskie skóry i postawy, i odwiedzając różne związane z historią Polski miejsca: kościoły, kapliczki, groby, czy powstańcze okopy, czasem symbolicznie, czasem dosłownie szkicowane na oczach widzów.
Teatr Animacji to teatr lalkowy - nie byłby sobą w tym spektaklu, choć granym w planie żywym, gdyby nie sięgnął do swego rdzenia, czyli lalki i przedmiotu. Lalki dodają spektaklowi nie tylko inscenizacyjnej atrakcyjności, ale i głębokiej metafory. Przywódcy to często pacynki, a dawne bielutkie orły - symbole polskości - to zeszmacone ptaszydła z obwisłymi skrzydłami. Lalkami są też robaki konwersujące na trupach poległych za ojczyznę.
Mnóstwo tu ironii i czasem humoru, najwięcej jednak gorzkiej nuty. Niestety, trzeba sobie z tego zdać sprawę: tacy właśnie jesteśmy.
Chciałoby się, by obdarzona wyobraźnią i talentem Agata Biziuk, w Białymstoku kończąca Akademię Teatralną, czasem też wyreżyserowała taki autorski spektakl i u nas.
Author: Monika Żmijewska
Publish date: 25.05.2019
Reviewed spectacle: ZA-POLSKA