To nie żart, wczoraj na moją listę najważniejszych dzieł traktujących o męskiej przyjaźni, po m.in. wydanych pod koniec lat 30.w USA Myszach i ludziach Johna Steinbecka i oscarowym Green booku Petera Farrelly'ego z 2018 roku, trafił Ja, Bałwan. Tekst Maliny Prześlugi w reżyserii Artura Romańskiego pokazał Teatr Animacji.
Bohaterami Myszy i ludzi są George i Lennie, którzy marzą o posiadaniu własnej farmy i hodowli królików. Tytuł szybko zyskał popularność, trafił na ekrany kin i scenę. Film w reżyserii Lewisa Milestone'a z 1939 roku otrzymał aż cztery nominacje do Oscara. W drugiej kinowej adaptacji, której reżyserem był Gary Sinise, w rolę jednego z przyjaciół wcielił się John Malkovich. Ale na postawie książki powstało też kilka filmów telewizyjnych oraz pokazano ją na Broadwayu.
Green book Petera Farrelly'ego, który jest opowieścią o niezwykłej znajomości szofera i muzyka z wyższych sfer, ma na swoim koncie m.in. trzy Oscary i kilka Złotych Globów. A tekst A morze nie Maliny Prześlugi nagrodzony został w 2015 roku w Konkursie na Sztukę Teatralną dla Dzieci i Młodzieży organizowanym przez CSD w Poznaniu. Spektakle zrealizowano we Wrocławskim Teatrze Lalek, Teatrze Baj Pomorski, od wczoraj też - pod tytułem Ja, Bałwan - można go oglądać w Teatrze Animacji. Tej lawiny nie da się zatrzymać...
Ruszaj tymi kulkami
Akcję rozpoczyna wartka opowieść Marchewki (w tej roli świetny Igor Fijałkowski). Pewny siebie, pomarańczowy, smukły typ, zasiadłszy na fotelu fryzjerskim wspomina swoje życie w lodówce. Dowiadujemy się m.in. tego, że Selera pocięto w plasterki, że Cebula po nim rozpaczała. Ale także tego, że on sam ledwo uszedł z życiem, bo miał skończyć w rosole... Ktoś jednak "chwycił go za nać" i długo biegł. Kiedy Marchewka się ocknął nie mógł się poruszać, żadne wiercenie ani wierzganie nie pomogło. Bo już "tkwił". W Bałwanie (w postać wcielił się sam reżyser Artur Romański, i lepiej być nie mogło).
Brzmi to makabrycznie, wiem. Ale koniec życia Marchewki w lodówce, stał się początkiem jego przyjaźni z Bałwanem. Marchewka na samym początku chce odejść, bo nie podoba mu się perspektywa stagnacji w "kupie śniegu". Ale Bałwan trafia do Salad baru, w którym pracuje, czująca miętę do Marchewki, Grecka Sałatka. Chce się tam napić gorącej herbaty z Cytryną. Na szczęście jednak przed szkodliwymi (a nawet śmiertelnymi) skutkami tego działania ostrzega go... jego własny nos.
Naturalnie ze sobą związani bohaterowie - choć zupełnie różni, bo Bałwana cieszy dosłownie wszystko, a Marchewce trudno dogodzić, wyruszają nad morze. Bohater ze śniegowych kulek bardzo chce je zobaczyć, ponieważ Marchewka wytłumaczył mu, że czeka go co najwyżej kilka dni życia. W czasie podróży poznają imprezujących w noc sylwestrową ludzi (ci świętują coś, co się kończy i wcale z tego powodu się nie smucą, bo wiedzą, że przed nimi jest coś nowego) oraz natrafiają na leżącego na drodze Gołębia. Bałwanowi - za pomocą silnej woli i miłości, udaje się go uratować, a ten w podziękowaniu uczy go latać.
Marchewka: Całe życie z wariatami... Widziałeś kiedyś latającego bałwana?
Bałwan: Jeszcze nie. Ale żyję dopiero trzy godziny. Co mam robić?
Gołąb: Wyprostuj plecy, rozłóż skrzydła, zrób kilka kroków i machnij skrzydłami mocno w dół.
Marchewka: On nie ma skrzydeł.
Z minuty na minutę Bałwan i Marchewka są sobie bliżsi. Ten pierwszy zaraża swoją pogodą ducha, a drugi dzieli się życiowym doświadczeniem, jest przewodnikiem. Bałwan kocha żyć, więc chce każdą chwilę jaka mu pozostała wykorzystać jak najlepiej. Nie chce być sam, nie chce by go bolało. Marchewka z kolei, ten sam, który wcześniej miewał "muchy w nosie" i "nosem na wiele rzeczy kręcił", nie może pogodzić się z tym, że wraz z odwilżą jego przyjaciel odejdzie. Szukając rozwiązania tej patowej sytuacji, zaskakuje sam siebie. A widzowie nie tylko są świadkami jego stopniowej przemiany, ale także kształtu, wagi, głosu i barwy, jakie w ciągu godzinnej opowieści nabrało słowo, które nieprzypadkowo nie ma zdrobnienia - przyjaźń.
Jak we śnie
Artur Romański (choć może już wcześniej, pisząc ten tekst, zrobiła to sama Prześluga) zdecydował, że potraktuje młodego widza naprawdę serio. Scenografię do spektaklu przygotowała Marta Maria Madej, autorem muzyki jest Tomasz Lewandowski. Oboje już wcześniej współpracowali z Teatrem Animacji przy realizacji La la lalek. Proste, budujące nastrój kompozycje Lewandowskiego wzbogacone zostały piosenkami Prześlugi. Usłyszeliśmy sparafrazowane utwory: Wariatka tańczy Agnieszki Osieckiej czy Sen Wariata.
Pewną uważność, czujność, troskę i wrażliwość na to, co się dzieje wokół nas widać także w scenografii, jaką przygotowała Marta Madej. Jej papierowe makiety - miasta, przez które przeszli Marchewka z Bałwanem, Salad baru, lasu i morza, ale też sami bohaterowie, są spełnieniem marzeń miłośników detali. Lekkie i niewielkie, tym samym łatwe do przenoszenia elementy, pozwalały na wręcz płynną zmianę stonowanej dekoracji. Długo też nie zapomnę tej jednej nocy, gwiazd wyczarowanych z podziurawionego pudła. I strumieni światła przebijającego fale, do których powstania wystarczyła szklana kula z wodą.
Chwilami akcja posuwała się w technice teatru cieni, przede wszystkim jednak były to liczne projekcje. Dzięki kamerkom wprowadzonym do zaprojektowanych przestrzeni można było podejrzeć, co dzieje się wewnątrz. Zabieg ten pozwolił na zmianę perspektywy, można było coś przybliżyć albo oddalić. I tak na przykład przeniesienie niewielkiej ulicy na duży ekran umożliwiło swobodny spacer bohaterów/aktorów w żywym planie. Mogliśmy też dostrzec czy oby na pewno makijaż Greckiej Sałatki (wielkości plastikowego kubka) nie ma żadnych niedociągnięć.
Ja, bałwan to nie żart. Spektakl dedykowany jest zaledwie sześcioletnim dzieciom, ale sama uważam, że mogą, a nawet powinni zobaczyć go wszyscy, bez względu na wiek. Wszyscy sfrustrowani codziennością, obawiający się tego, co nowe, co przed nimi/nami. Wszyscy z jesienną depresją, wypaleniem, ci wątpiący. Bo w końcu ktoś przypomina, że są w życiu rzeczy, które nas nie ominą, z którymi trzeba się pogodzić. Że to, co przynosi nam los można przyjmować z radością. Przypomina, co jest w życiu naprawdę istotne, o co należy walczyć. Ja, bałwan mówi o przyjaźni, dla której zawsze warto poświęcić wiele. W tym przypadku o tej męskiej, często oszczędnej w słowa i okazywanie emocji więzi, którą buduje się poprzesz wspólne działanie. Ale to nic, że o męskiej. To naprawdę nieważne...
Autor: Monika Nawrocka-Leśnik, kultura.poznan.pl
Data publikacji: 16.11.2019
Źródło: http://kultura.poznan.pl/mim/kultura/news/spektakle,c,4/cale-zycie-z-wariatami,139818.html
Recenzowany spektakl: JA, BAŁWAN