O spektaklu „Halo kosmos!”, reż. Julia Szmyt, Teatr Animacji w Poznaniu, zaprezentowanym w ramach Festiwalu Konteksty – Zjawiska pisze Kamil Bujny.
Pamiętam, jak nie tak dawno, bo we wrześniu na Festiwalu małych Prapremier w Wałbrzychu, poczułem się jak dziecko, oglądając „Pod adresem marzeń” Teatru Lalki i Aktora „Kubuś” z Kielc. Nie minęło wiele czasu, raptem kilka tygodni, i proszę – znowu mnie urobiono, znowu wysłano na wyprawę do przeszłości, pozwalając na chwilę popatrzeć na świat oczami dziecka. W jaki sposób? Zabierając na pokład kosmicznego statku – Jazgolotu, którym pozaziemskie przestrzenie przemierza Stworka – postać szukająca własnej planety, rodziny i tożsamości.
„Halo Kosmos!” w reżyserii Julii Szmyt to przedstawienie interesujące z wielu względów. Po pierwsze, spektakl opiera się niemal w całości na zmyśle słuchu – widz, zasiadając w fotelu, dostaje słuchawki oraz opaskę na oczy. To, co wyniesie z pokazu, zależy wyłącznie od jego wyobraźni – prowadzony opowiadaną mu historią i towarzyszącymi jej efektami dźwiękowymi odtwarza w głowie przedstawianą opowieść. Jak łatwo się domyślić, ilu uczestników prezentacji, tyle wizji i różnych realizacji. Po drugie, pozostając wyłącznie w sferze dźwięku, oglądający zostaje wystawiony niejako na próbę – nie wie, co się wokół niego dzieje, traci z pola widzenia miejsce, w którym się znajduje, a przy tym również poczucie kontroli i bezpieczeństwa; łatwo go zatem zaskoczyć, podejść, co też twórcy w niektórych momentach wykorzystują. Po trzecie, „Halo Kosmos!” zrealizowano z dużym rozmachem technologicznym – tworzone w czasie rzeczywistym słuchowisko (kwestie aktorskie nie są odtwarzane, nie zostały wcześniej obrobione, tylko są wypowiadane na bieżąco, w czasie pokazu) zostało bardzo dobrze i nowocześnie wyprodukowane.
W trakcie festiwalowej debaty poświęconej przyszłości scen lalkowych, padło pytanie o to, czy teatr może konkurować z innymi rozrywkami – kinem, serialami i grami komputerowi. Wprawdzie rozmówcy doszli do wniosku, w myśl którego jest to niemożliwe, biorąc pod uwagę fakt, że teatr jest miejscem elitarnym, że wymaga nieco innych kompetencji kulturowych, jednak nie sposób nie zastanowić się nad tą kwestią bez uwzględnienia przedstawienia Szmyt. Wydaje się bowiem, że Teatrowi Animacji udało się przygotować taki spektakl, który mógłby zainteresować także tych widzów, którzy są całkowicie obojętni na produkcje sceniczne. To ciekawy, a przy tym nowy rodzaj kontaktu z odbiorcą, który opiera się na syntezie dwóch zjawisk: opowieści i technologii. W „Halo kosmos!” dochodzi do przewartościowania sposobów recepcji: rola wzroku zostaje umniejszona (jeżeli nie całkowicie zredukowana), widzowi zabrany zostaje obraz, a na pierwszy plan twórcy wysuwają zmysł słuchu. Jednak mówiąc o nowatorstwie przedstawienia i potencjalnej atrakcyjności dla „zewnętrznego” widza, mam na myśli nie tyle odwrócenie sposobów poznania, ile skuteczność i powodzenie tego pomysłu: o ile jestem w stanie wyobrazić sobie równie dobrze przygotowane słuchowisko odtwarzane w warunkach domowych lub kinowych, o tyle jestem niemal przekonany, że towarzyszące temu okoliczności nie pozwoliłyby na doświadczenie równie silnych przeżyć, co w teatrze. Dlaczego? Myślę, że wynika to ze świadomości miejsca: wchodząc na salę teatralną, widzimy aktorów; chwilę później dostajemy od nich opaski na oczy i słuchawki. Zdajemy sobie zatem sprawę z tego, że przebywają w tym samym pomieszczeniu, co my (a nie za ekranem lub w internetowej przestrzeni). Chwilę później, siedząc już z zasłoniętymi oczami i słuchając opowieści, w której dźwięk – za sprawą wykorzystania mikrofonu binauralnego – dochodzi do nas z różnych miejsc w przestrzeni (tak, jakby aktorzy stali obok nas, w łatwym do zidentyfikowania miejscu, jakby mówili nam do ucha), nie jesteśmy pewni, czy to, czego doświadczamy, wynika wyłącznie z efektów dźwiękowych, czy z fizycznej obecności postaci. Niejednokrotnie chce się wysunąć rękę, „zbadać” teren wokół siebie, sprawdzając, czy rzeczywiście obok nas ktoś stoi. Niezwykłe, prawda?
„Halo kosmos!” wydaje się w związku z tym przedstawieniem dążącym jednocześnie do całkowitej indywidualizacji i demokratyzacji przeżyć. Każdy widz, niezależnie od tego, gdzie siedzi, dostaje taką samą perspektywę i narzędzia poznawcze, a przy tym każdy z oglądających potraktowany jest z osobna – właśnie przez efekty dźwiękowe. Mając wrażenie bezpośredniej, niekiedy niemal fizycznej relacji z postaciami, nie można się od nich zdystansować, co sprawia, że uczestnictwo w zmysłowisku (tym mianem teatr określa recenzowaną prezentację) bardzo mocno angażuje: nie ma bowiem żadnych barier, czwartych ścian czy dystansu. Wszystko, co dzieje się w tym spektaklu, rozgrywa się blisko widza.
Autor: Kamil Bujny
Data publikacji: 09.12.2019
Recenzowany spektakl: HALO KOSMOS! - zmysłowisko