Temat świąteczny obrabiany jest w teatrach dla dzieci na wszystkie strony i pokazywany we wszystkich możliwych wariantach: na tkliwie, na żartobliwie, na groźnie, na wesoło, na sentymentalnie… Wydawać by się mogło, że kultura przetrawiła już wszystkie możliwe wersje i kombinacje połączeń w pokazywaniu tego, czym są święta. Opisywano je już z perspektywy psa, potwora, malkontenta, zakochanych. Ciekawe jednak, że nikt wcześniej nie wpadł na pomysł opisania ich z perspektywy „głównych aktorów” budowania świątecznego klimatu, czyli rekwizytów nieodłącznie kojarzonych z Bożym Narodzeniem: pierwszej gwiazdki, karpia, bombki czy sianka.
Od czego jednak mamy Malinę Prześlugę – specjalistkę tworzenia niezwykłych punktów patrzenia na rzeczywistość. To jej opowiadania, miniatury, wiersze, wydane rok temu w postaci książkowej, stały się punktem wyjścia do przedstawienia "Bombka z gwiazdką" wyreżyserowanego przez Agę Błaszczak. Prześluga i reżyserka dokonały adaptacji tych luźnych tekstów, nadając im wymiar spójnej, choć wielowątkowej historii i równocześnie próbując pokazać, na czym ich zdaniem polega owa odmieniana przez wszystkie przypadki „magia świąt”. Otóż, by przejść do sedna: prezentów nie było, bo Mikołaj – święty, nie święty (Artur Romański), utknął w drodze. Nie on jeden zresztą, ale po kolei.
Od kolei bowiem rozpoczyna się "Bombka z gwiazdką". Foyer poznańskiego Teatru Animacji zostaje zamienione w dworzec – Stację Animacja, a przy zamkniętych drzwiach sali teatralnej wisi informacja, że znajdujemy się na peronie czwartym. Niebywale uwiarygodniają tę rzeczywistość kolejową głośne komunikaty, jakie wdzierają się w dziecięcy gwar: a to że pociąg do Szczebrzeszyna przez Trzcinowo ma kilkaset minut opóźnienia albo o tym, że ten do Bullerbyn też się opóźnia i wcale nie wiadomo, czy z powodu opadów śniegu coś w ogóle z naszej stacji w tę wigilijną noc odjedzie. O ile pierwszy komunikat dzieci odbierają jako zapowiedź opóźnienia początku spektaklu, o tyle kolejne stają się dla nich czytelnym wprowadzeniem w rzeczywistość przedstawioną, toteż gdy po kolejnym komunikacie o dotarciu do stacji opóźnionego pociągu do Bożegonarodzenia drzwi do sali teatralnej otwierają się i staje w nich konduktorka (Magdalena Dehr) z lizakiem (kolejowym), przyjmują to jako coś oczywistego. Rozpoczyna się boarding, konduktorka wzywa do sprawnego wsiadania, jakaś nauczycielka, która też weszła w sytuację kolejową apeluje do dzieci, żeby się nie pchały, bo wszyscy przecież mamy miejscówki. Razem z dziećmi na salę wchodzi nietypowy dorosły: trochę jakby turysta w ciężkich butach, czapce z pomponem i staroświeckim plecakiem na stelażu. Siada pośrodku jednego z rzędów, ale za moment zostaje z niego wyproszony, bo zajął nie swoje miejsce. Kręci się przez chwilę po widowni, a potem dołącza do innych postaci z bagażami, które pojawiły się na scenie. Równocześnie z tylnego przejścia wychodzi spóźniona para podróżnych – ona w widocznej ciąży, on z torbą, w której są słoiki z bigosem. Pytają siedzące w rzędach dzieci, czy gdzieś jest wolne miejsce, aż wreszcie docierają na scenę, gdzie pozostali podróżni już moszczą się w przedziale. W ten sposób mamy już na scenie wszystkich bohaterów tego przedstawienia. Następuje moment prezentacji i okazuje się, że oto razem, w jednym przedziale, zebrały się postacie kojarzone z Bożym Narodzeniem, takie jak Mikołaj, który przyznaje się, że pracuje tylko tę jedną noc w roku, marudny Scrooge (Piotr Grabowski), a spóźniona para to Józek i Marysia (Marek Cyris, Marta Berthold). Obok nich pojawiają się dwie kobiety, każda z nich będąca egzemplifikacją odmiennej postawy wobec świąt. Spiesząca się do rodziny Ukrainka, Irina Mikołajewa (Mariola Ryl-Krystianowska), to przyjaźnie usposobiona zwolenniczka tradycji bożonarodzeniowych, natomiast Dżesika (Katarzyna Romańska) traktuje święta jak dodatkowy urlop i właśnie jest w drodze na lotnisko, skąd ma lecieć do ciepłych krajów. W tym towarzystwie pojawia się jeszcze jedna postać lecz na pierwszy rzut oka widać, że jej status ontologiczny jest inny niż pozostałych. Nie ma na sobie zimowych ubrań, tylko kremową zwiewną szatę i cała kolorystycznie sprawia wrażenie bardzo monochromatycznej. Pozostałe postacie zachowują się tak, jakby jej nie dostrzegały. To ona trzymanym w rękach dzwoneczkiem prowokuje wszystkie wydarzenia, jakie staną się udziałem pozostałych. Jej wygląd i rola (a także obecność Scrooge’a) sugerują, iż jest kimś na kształt Ducha Bożego Narodzenia (Danuta Rej). Mimo iż pociąg rusza ze stacji, nie będzie mu dane dojechać daleko. Ciężarnej Marysi robi się duszno, wrażliwa Dżesika nie pozwala otworzyć okna, tworzy się rejwach i zamieszanie przerwane dźwiękiem dzwoneczka tajemniczej postaci. Pociąg staje i nie wiadomo, czy i kiedy ruszy.
Ta sytuacja kolejowa stanowi ramę i zarazem spoiwo dla miniatur literackich Prześlugi. Całe miejsce akcji to uproszczony przedział kolejowy z półką oraz cztery wielofunkcyjne skrzynie, które głównie są ławkami dla pasażerów, a kiedy potrzeba – stołem. Wewnętrzna struktura narracji spektaklowej przypomina tę z Dekameronu – uwięzione w pociągu postacie zaczynają opowiadać sobie historyjki, te znane właśnie z książki. O ile świat „realny” grany jest w żywym planie, o tyle świat opowieści przedstawiany jest przy pomocy różnego rodzaju animacji. Kiedy Mikołaj szuka biletu do kontroli przetrząsa kuferek (co prawda to zupełnie inny bagaż, niż ten, z którym wsiadł) i przy pomocy teatru cieni pokazuje dziwne rzeczy, które wozi ze sobą (w spektaklu kuferek zastąpił brodę Mikołaja, która była przeszukiwana w książce). Historia o gwiazdce, którą mama namawia, by pojawiła się jako pierwsza na niebie, przedstawiona jest przy pomocy dużych plam światła pojawiających się na ścianach i suficie. Natomiast zielony potwór, który chce być choinką, to animowane przez aktorów trzy parasole, które jako świąteczne drzewko przyozdobione są szalikami i rękawiczkami (Teatr Animacji przed premierą prowadził zbiórkę szalików do spektaklu). Moim ulubionym fragmentem – głównie ze względu na walory literackie tekstu, choć i pomysł, by przedstawić to przy pomocy teatru cieni też uważam za bardzo dobry – był ten, w którym podstępnie zwabione wizją barszczyku sianko zostało uwięzione pod obrusem, skąd wzywa pomocy.
Taka właśnie odmienna perspektywa pokazująca, jak nasze świąteczne zwyczaje mogą być odbierane przez podmioty naszych działań, w sposób niezmiernie dowcipny wprowadza jednak w spektakl klimat, no może nie jak z poważnego horroru, ale takiego właśnie horrorku. Bo mamy i sytuację unieruchomienia w pociągu, stojącym w ciemnym lesie, w którym na dodatek zgasło światło, i traumatyczne przeżycia karpia, po którego do wody sięga wielka ręka (ta historia kończy się happy endem, bo karp zostaje przy życiu jako zwierzątko domowe), czy też historię starej bombki, którą zawsze wieszają od ściany, a jeszcze na dodatek choinka ją kłuje. W ten sposób spektakl Błaszak nie pokazuje cukierkowego obrazu Świąt, tylko taki słodko-gorzki, co czyni go bliższym tak zwanemu życiu. Na koniec oczywiście okazuje się, że Duchowi Świąt chodzi o to, by wszyscy umieli się cieszyć towarzystwem innych, a kiedy postacie przyznają, że lubią święta (choć w przypadku Scrooge’a to wyznanie było trochę wymuszone) pociąg rusza i może dowieść wszystkich do Bożegonarodzenia.
Spektakl w Teatrze Animacji to sympatyczna propozycja gwiazdkowa dla dzieci i ich rodziców, po prześlugowemu inteligentnie zabawna i przypominająca o tym, co chyba powinno być treścią rodzinnych świąt – poświęcenie uwagi i czasu tym, z którymi spędzamy życie. A do tego nie potrzeba szczególnej scenografii – idealnego drzewka i wielu potraw. Wystarczy obecność szczęśliwych Innych – tak jak w "Bombce z gwiazdką", w której na finał postacie ze spektaklu owijają widzów gigantycznym szalikiem.
Autor: Joanna Ostrowska, portal teatralny.pl
Data publikacji: 22.12.2017
Źródło: http://teatralny.pl/recenzje/gwiazdka-z-horrorkiem,2203.html
Recenzowany spektakl: BOMBKA Z GWIAZDKĄ