Rodzice małych dzieci wiedzą, że kilkulatki – jeśli ich nie uciszać – nieustannie podśpiewują, gadają do siebie i do zabawek, wymyślają własne fabuły. Nie zawsze mamy siłę słuchać tego podśpiewywania, często puszczamy je mimo uszu, o zapamiętywaniu czy nagrywaniu nie mówiąc. A przecież w tej dziecięcej paplaninie kryje się kawał fantastycznej literatury, a także kapitalny materiał na spektakl muzyczny, właśnie taki jak „Miłość nie boli, kolano boli” w Teatrze Animacji w Poznaniu. Tego jeszcze w teatrze nie było!
Malina Prześluga pomysłodawczyni tego przedstawienia kolejny raz pokazała, że potrafi słuchać. Z takiej podsłuchanej na ulicy piosenki zrodził się pomysł na wykorzystanie dziecięcej twórczości w teatrze. Pomysł rozbrajający prostotą, ale zaskakujący profesjonalnym wykonaniem. Muzykę do dziecięcych piosenek, rymowanek i podśpiewywanek, nagranych i pieczołowicie spisanych przez Malinę Prześlugę, skomponował Piotr Klimek, wybitny kompozytor teatralny, „oprawca muzyczny” niezliczonych spektakli dla dzieci i dorosłych. Skomponował zupełnie poważną muzykę, żadnej taryfy ulgowej. A Artur Romański znalazł kapitalny pomysł na inscenizację. Umieścił akcję koncertu-spektaklu w dziecięcym pokoju – zarzuconym poduszkami i pluszakami – aktorów, a także muzyków, poubierał w fikuśne kombinezony przypominające piżamy (rozwiązania scenograficzne podpowiadała Dobrawa Deczkowska). I podczas takiego ni to piżama party, ni to balu przebierańców aktorzy wcielają się w dzieciarnię śpiewającą swoje piosenki… Mogłoby się wydawać, że taka dziecięca twórczość nie zainteresuje nikogo oprócz dumnych rodziców małych artystów. A jednak! Dziecięca widownia reagowała żywiołowo, niektóre dzieciaki nie mogły usiedzieć na miejscu, kiedy na scenie rozgrywały się szalone kowbojskie galopady groźnego Greystocka, który „Nawet kiedy zmarł/ To jego duch się obudził/ Jego kości zaczęły się złączać/ A jego skóra puściła się na kości/ Wstał z cmentarza/ I już nigdy nie zmarnie” (tekst Maurycy Olejnik lat 4) czy wesołe zabawy z alfabetem „Ka jak pupa/ Gie jak noga/ A jak mamcia/ Wu jak tryton” (Zuzanna Morawska, lat 2,5). Dorośli słuchali zadziwieni pomysłami małych tekściarzy, nie tylko ich nad wyraz trafnymi spostrzeżeniami na temat współczesnych trendów kulturowych „Każdy manat dzisiaj wie, że je się sałatę./ A więc po co zabite zwierzęta?” (Stasiu Wojciechowski, lat 5) czy relacji rodzinnych „Tata…/ Nie wolno kłócić się” (Zuzanna Krawczyk, lat 2,5), lecz także świadomością własnej osoby, rozmaitych „dorosłych” emocji, które dzieci odczuwają, ograniczeń, ale i przywilejów wynikających z faktu bycia małym człowiekiem. I jak widać, o tych wszystkich wesołych i smutnych rzeczach można mówić bez krygowania się, bez wdzięczenia do publiczności, po prostu: „Jak ja lubię kochać siebie/ […]/Ja tak lubię się wychylać/ A nie mogę się spytać/ A może kiedyś umrę/ A szkoda/ Ale teraz nie/ A teraz będę bawiła się” (Antonina Kocurek, lat 3,5) albo takie: „Współ-smutek/ Tak, to ma być taka emocja/ Że jak ktoś jest smutny, to ktoś też jest smutny/ Z takiego samego powodu, ale/ To jest taka trochę jakby zła emocja/ Bo wtedy człowiek się czuje taki trochę gniewny” (Stanisław Wojciechowski, lat 5), albo: „Nikt nie chce żyć w takim bałaganie/ Oprócz mnie” (Karina Bukowska, lat 5). I nie byłoby tego niezwykłego efektu, gdyby nie znakomici aktorzy Teatru Animacji, którzy wcielając się w młode talenty literackie, dali głos własnej dziecięcej beztrosce. Tu nie było puszcza oka do widzów: że teksty niepoważne, autorzy małoletni, więc i piosenki takie sobie. Nic z tych rzeczy. Nikt tu niczego nie udawał. To był teatr najprawdziwszy i najpoważniejszy, przez to momentami absurdalny, jak z najpiękniejszych tomików rzadko czytanych dziś poetów. Zachwycający zupełnie poziom językowy tych tekstów każe nam, dorosłym, zadać sobie pytanie, co robimy dzieciom, że z twórczych maluchów tak rzadko wyrastają poeci… Trudno nie podziwiać wysokich kompetencji językowych tych kilkulatków: cudownego zupełnie wykorzystywania zasad gramatycznych do własnych poszukiwań językowych, testowania rozmaitych wariantów słownych, które bardziej świadomi twórcy nazywają „grami językowymi”, tworzenia nowych słów (współodraza, współemocja), które najlepiej oddają stan ducha podmiotu lirycznego, korzystanie z ogromnego bogactwa wyrazów dźwięko- i ruchonaśladowczych i wymyślanie własnych. Oto radość z tworzenia, przekształcania otoczenia i własnych uczuć w wierszyki, ale i zwykła radość z biegania, tańczenia i skakania wśród poduszek, radość z bycia dzieckiem. Wymyślanie bajek i historii z drobnych obserwacji i zdarzeń codziennych – a więc z doświadczenia dostępnego kilkulatkom – świadome czy nieświadome posługiwanie się tropami stylistycznymi (epitetami, metaforami, powtórzeniami, anaforami…), twórcze przekształcenia języka i swoboda operowania rytmem, rymem, dźwiękiem – to wszystko i wiele więcej znajdziemy w dziecięcych piosenkach. Kto nie wierzy, musi koniecznie zobaczyć (albo posłuchać, bo wkrótce ukaże się płyta z piosenkami ze spektaklu)! Kto nie może zobaczyć, powinien zacząć uważniej wsłuchiwać się w to, co mają do powiedzenia kilkulatki. Tym poczuciem wolności można się zarazić!
Autor: Marzena Dobosz
Data publikacji: 02.06.2017
Recenzowany spektakl: MIŁOŚĆ NIE BOLI, KOLANO BOLI
Inne recenzje
„Zespół rockowy w piżamach zaczyna grać, a zza kulis na scenę wpadają stosy poduszek i pluszaków. Towarzyszy im śpiew sza...”
Barbara Kowalewska, czytaj całą recenzję
„Parę lat temu ludzie czytający masowo znajdowali się granicy choroby psychicznej. Były to skutki uboczne lektury książki...”
Anna Wakulik, portal e-teatr, czytaj całą recenzję
„W różnych dziwnych momentach życia przychodzi do nas natchnienie. Malina Prześluga szła sobie po prostu ulicą, gdy usłys...”
Juliusz Tyszka, teatralny.pl, czytaj całą recenzję
„Piosenki napisały dzieci. Chociaż nie. Wygłaszane teksty utrwalili najpierw rodzice, a Malina Prześluga je zredagowała i...”
Stefan Drajewski, Głos Wielkopolski, czytaj całą recenzję
„W Teatrze Animacji w wyjątkowy dzień - Dzień Dziecka, odbyła się wyjątkowa premiera. "Miłość nie boli, kolano boli", nib...”
Maria Maczuga, kultura.poznan.pl, czytaj całą recenzję