LISOKUROPOTWÓR

Joanna Ostrowska, kulturaupodstaw.pl

27 marca obchodzony jest na świecie Międzynarodowy Dzień Teatru. Kilka dni wcześniej, 21 marca, z nieco mniejszą pompą, obchodzi się Międzynarodowy Dzień Lalkarstwa.

To stosunkowo młode święto, ma zaledwie 22 lata i niewątpliwie stanowi wyraz poszukiwania uznania dla tej formy teatru, która – niesłusznie – kojarzona jest głównie z twórczością dla dzieci, a więc jakoś z przyzwyczajenia traktuje się ją mniej poważnie niż dorosły teatr dramatyczny. Kłam tym obiegowym przeświadczeniom zadaje poznański Teatr Animacji, który jest jedyną placówką tego rodzaju w całej Wielkopolsce.

80-lecie

Spektakle dla młodych widzów grane są oczywiście na wszystkich wielkopolskich scenach, ale tylko ten teatr jako główny środek wyrazu wykorzystuje szeroko pojmowane lalkarstwo i tworzy w tej technice spektakle zarówno dla dzieci, jak i dorosłych.

 

W przyszłym sezonie będziemy obchodzić 80-lecie tego teatru, który rozpoznawalność zdobył jeszcze jako Marcinek.

Na początku lat 90. wraz z objęciem dyrekcji przez Janusza Ryl-Krystianowskiego pojawiła się ta nowa nazwa, sankcjonująca zmiany, jakie zachodziły w myśleniu o współczesnym lalkarstwie. Obok terminu „lalka” (z jego, trzeba przyznać, „niepoważnymi” skojarzeniami) pojawił się „animant” – przedmiot, który dzięki działaniom lalkarza-animatora, zgodnie z łacińskim terminem, zyskuje nie tylko życie, ale i duszę.

Gloria Artis

Teatr Marcinek (Teatr Animacji) miał szczęście do wybitnych dyrektorów, których myślenie o teatrze lalkowym łączyło się z jednej strony z poważnym podejściem do młodego widza, a z drugiej – z rozwojem sztuki lalkarskiej. Nieżyjący Leokadia Serafinowicz, Wojciech Wieczorkiewicz, wspomniany już Ryl-Krystianowski zyskali godnych następców w postaciach Marka Waszkiela i obecnego dyrektora Piotra Klimka.

Ten ostatni został w tym roku odznaczony przez Ministrę Kultury brązowym Medalem Gloria Artis. Choć to wyróżnienie indywidualne, jego splendor spływa na całą instytucję, a ostatnia premiera Teatru Animacji może być potwierdzeniem, że i splendor, i docenienie, i nagrody są w pełni zasłużone. „Wielki zły lis” to kolejna premiera, która ma szansę stać się na długo mocnym punktem w repertuarze teatru.

Wielki zły lis

Tym razem inspiracją dla przedstawienia nie był żaden współcześnie napisany dramat dla dzieci ani klasyczna bajka, tylko historyjka obrazkowa z 2015 roku autorstwa francuskiego rysownika i filmowca Benjamina Rennera, którą kilka lat później autor zamienił w animowany film.

W Polsce utwór Francuza nazywa się komiksem, co trochę mylnie odsyła do amerykańskich, popkulturowych wytworów kojarzonych głównie z superbohaterami i niezbyt dużą finezją estetyczną oraz intelektualną.

Umieszczenie książki Rennera w takim kontekście byłoby nie tylko mylące, ale i niesprawiedliwe. Przygody wielkiego złego lisa to przykład wyrafinowanego humoru i subtelnej ironii oraz bardzo staranne, szczegółowe rysunki, które więcej niż z komiksem mają wspólnego z wysmakowanymi (choć rysowanymi prostą kreską) ilustracjami.

A jednak komiks

Estetyka spektaklu w Teatrze Animacji (autorem scenografii, kostiumów i lalek jest Michał Dracz) przywołuje jednak bardziej kontekst amerykańskich komiksów niż ciągów narracyjnych francuskiej bande dessinée.

Tył sceny podzielony jest ramkami na odrębne komórki, w których pojawiają się wizerunki bohaterów – czasem jako całe postacie, czasem jako jedynie powiększony element. To też zdaje się być odwołaniem do wykadrowanych obrazków z komiksu. 

Prospekt oraz kostiumy aktorów przypominają efekt rastra, gdzie niebieskie i czerwone kropki na białym tle, w zależności od koloru światła, budują szerszą gamę kolorystyczną. Ma to być nawiązanie do twórczości Roya Lichtensteina i jego komiksowych obrazów podniesionych do rangi dzieł sztuki.

Lalki postaci stworzone są grubą kreską, jednolitymi kolorami, więc też robią takie uproszczone komiksowe wrażenie. Choć estetycznie wyglądało to zgrabnie, to właśnie ten komiksowy anturaż nie wzbudził we mnie szczególnego zachwytu. Może dlatego, że jestem zbyt przywiązana do postaci lisa w oryginalnej wersji estetycznej?

Materiały edukacyjne dołączone do spektaklu w reżyserii Tomasza Maśląkowskiego właśnie ten kontekst estetyczny czynią przedmiotem namysłu pospektaklowego. Ponieważ spektakl jest adresowany do dzieci od lat czterech (i z widzami mniej więcej w tym wieku oglądałam „Wielkiego złego lisa”), nie jestem przekonana, czy wiedza o pop-arcie jest tym, co ludzi w tym wieku interesuje.

Przekraczanie gatunkowych ograniczeń

Natomiast niewątpliwie interesująca dla nich może być opowieść o lisie, który zupełnie nie sprawdza się jako drapieżnik i postrach kur, za to okazuje się – wbrew własnym chęciom i zamiarom – rewelacyjną mamą dla kurczaczków, które wyhodował „od jajka” w celach konsumpcyjnych.

Obudzone w nim uczucia rodzicielskie pozwalają mu przeciwstawić się wspólnikowi – wilkowi, ale jak to w porządnej historii z morałem bywa, wszystko idzie nie tak jak powinno i w efekcie lis – ocaliciel dostaje łomot od kur, które nie mogą wybaczyć mu porwania jajek.

Mimo iż spektakl trwał ponad godzinę, bardzo młodzi widzowie oglądali go w napięciu przez cały czas. Narracja poprowadzona była przez aktorów tak precyzyjnie, że dzieci bez kłopotu przechodziły od jednej do drugiej formy postaci, nie gubiąc wątku, kto jest kim. Ten zabieg wprowadzenia kilku rozmiarów lalek dla jednego bohatera jest bardzo dobrym i skutecznym pomysłem – ta sama postać dla jednego może być mikra (jak np. lis dla wilka), a dla innego – wielka (jak lis dla kurcząt).

Mimo drobnych oporów natury estetycznej jestem przekonana, że zespół Teatru Animacji stworzył kolejny świetny spektakl, na który przez kolejne lata będzie znajdował widzów.

A i – jak przypuszczam – tematyka miłości rodzicielskiej, która przekracza gatunkowe ograniczenia i pozwala stworzyć tak egzotyczną rodzinę jak lis z kurą i kurczętami (przekonanymi, że są lisami), pozostanie zawsze aktualna.

Autor: Joanna Ostrowska, kulturaupodstaw.pl

Data publikacji: 30.05.2025

Źródło: https://kulturaupodstaw.pl/lisokuropotwor/

Recenzowany spektakl: WIELKI ZŁY LIS

Inne recenzje

„Tym razem specjaliści od teatru animacji stanęli przed nie lada wyzwaniem, zainscenizowali bowiem słynny francuski komik...”
Juliusz Tyszka, teatralny.pl,
czytaj całą recenzję
„Mój pobyt w Poznaniu osiągnie w tym roku pełnoletniość, a jakoś nigdy nie zdecydowałem się na spektakl w Teatr Animacji....”
Ryjówka - Blog Wszechkulturowy,
czytaj całą recenzję
„Tomasz Maśląkowski w "Wielkim złym lisie" przeprowadza wiwisekcję na starych i znanych motywach: matki, lisa i wilka. La...”
Monika Nawrocka-Leśnik,
czytaj całą recenzję