"Mój pobyt w Poznaniu [...]"

Ryjówka - Blog Wszechkulturowy
Mój pobyt w Poznaniu osiągnie w tym roku pełnoletniość, a jakoś nigdy nie zdecydowałem się na spektakl w Teatr Animacji. Błąd. Sceniczna adaptacja fenomenalnego komiksu "Wielki zły lis" udowodniła mi, że trzeba było odwiedzić to miejsce wcześniej.
 
Komiks Benjamina Rennera jest bardzo oszczędny w środkach wyrazu. Tła praktycznie nie istnieją, podobnie jak ramki. Wszystko opowiadane jest za pomocą pojedynczych rysunków umieszczonych w białej pustce. Ten minimalizm idealnie nadawał się na przeniesienie na deski teatru. Szczególnie że sama historia też jest kameralna - posiada jedynie kilkoro bohaterów i toczy się w ograniczonej liczbie przestrzeni.
 
Fabuła "Wielkiego złego lisa" skupia się na tytułowym lisie, który zmaga się z głodem, jak i oczekiwaniami innych (i samego siebie), co do własnej osoby. Niby ma być budzącym postrach drapieżnikiem, ale wszelkie próby upolowania zdobyczy kończą się fiaskiem. I szyderą ze strony niedoszłej ofiary. Stąd za namową groźnego wilka decyduje się ukraść kurze jajka, które tak łatwo nie uciekną. Sęk w tym, że wykluwają się z nich pisklaki, które uznają lisa za mamę. Irytacja protagonisty z czasem przeradza się w rodzicielskie uczucie.
 
Reżyserowi Tomaszowi Maśląkowskiemu udało się bardzo dobrze przenieść ducha komiksu. Opowiadana historia jest ciepła i pełna humoru. Młodsi widzowie dostają sporo slapsticku i sporadyczne piosenki (choć nie na tyle dużo, by traktować całość jako musical). Dorośli za to bawić się mogą dzięki niektórym tekstom skierowanym do nich (acz nie jest to poziom "Shreka") i przede wszystkim, wczuwając się w (nie)dolę rodzica z natłokiem obowiązków.
 
Jestem pod ogromnym wrażeniem scenografii i tego w jaki sposób przedstawienie radzi sobie z przestrzenią. Brawa dla scenografa Michała Dracza za kreatywność. Przede wszystkim wrażenie robi pop-artowe/puentylistyczne tło, na które składają się niebiesko-czerwone kropki. W ten sam wzór przyodziany zostali aktorzy. Zazwyczaj ukrywa się ich za pomocą czarnego tła i takowych strojów. W "Wielkim złym lisie" udało się jednocześnie wyciągnąć aktorów/operatorów na pierwszy plan, jak i ich zamaskować - w zależności od tego, czy chce się przyglądać grze aktorskiej, czy skupiać na poczynaniach zwierzaków.
 
Absolutnie fantastycznym pomysłem jest granie na wielu poziomach zbliżenia. Zwierzęta mogą być zarówno małe - mieszczące się w dłoniach aktorów (lub nogach - sami spójrzcie na te kury na jednym z kadrów!), większe - tak że w dialogach widać tylko ich głowy, albo i tak ogromne, że wymagają zaangażowania wielu osób. Taki wilk, główny złol, potrafi mieć osobnych operatorów na głowę i na wielgachne ręce. A to co się wyczynia z tyułowym lisem w pewnym momencie, to już w ogóle szczyt pomysłowości - ale to trzeba zobaczyć samemu.
 
Spektakl sugerowany jest dla dzieciaków od 5 roku życia. Mój czterolatek wysiedział jednak w pełnym skupieniu na całości, pomimo stosunkowo długiego czasu trwania - 70 minut. W kinie takie sytuacje mu się nie zdarzają, bo już po chwili chce wyjść z fotela i kręcić się po widowni. To pokazuje, że spektakl Teatru Animacji to techniczny majstersztyk i znakomita adaptacja, która potrafi zaangażować widzów w każdym wieku.

Autor: Ryjówka - Blog Wszechkulturowy

Data publikacji: 16.02.2025

Źródło: https://www.facebook.com/story.php?story_fbid=1386194422717410&id=100039805966462&_rdr

Recenzowany spektakl: WIELKI ZŁY LIS

Inne recenzje

„Tomasz Maśląkowski w "Wielkim złym lisie" przeprowadza wiwisekcję na starych i znanych motywach: matki, lisa i wilka. La...”
Monika Nawrocka-Leśnik,
czytaj całą recenzję